ArtykułI ZespółKSZOsezon 2023/24Wywiad

“Najwięcej zawdzięczam trenerowi Pietrasiakowi” – Damian Mężyk w obszernej rozmowie z Mateuszem Jamińskim

U trenera Marcina Sasala było to wiadome, co mamy robić na boisku, w danych sytuacjach, gdzie biegać, jak wynik jest taki, a nie inny. Mówił nam też to, żeby się nie bać, że to też są ludzie tak samo jak my. Mieliśmy też w drużynie takich zawodników, jak Paweł i Marcin Kaczmarek, którzy grali w Ekstraklasie, jak Wojtek Trochim, którzy rozegrali niejeden taki mecz. Ja też grałem w pucharach wcześniej, wiedziałem z czym to się je, także na pewno nie było tak, że wychodziliśmy i się baliśmy. Przeciwnie, wychodziliśmy i graliśmy jak równy z równym z Wisłąmówi w obszernej rozmowie z SerwisKSZO.pl Damian Mężyk, obrońca KSZO, mający na swoim koncie już ponad 200 spotkań w pomarańczowo-czarnych barwach. Zapraszamy do lektury.


Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką?
Poprzez starszego brata, a także kuzyna zacząłem interesować się piłką. Pierwsze treningi, pierwsze wyjazdy na mecze w Lipsku, w sumie gdzieś od początku mnie interesowała gra w piłkę, z wiekiem zacząłem interesować się tym jeszcze bardziej i można powiedzieć, że wiedziałem, że już będę chciał w to iść. Wiadomo jak to z młodą osobą – czasami z nauką było słabiej, ale praktycznie nigdy treningów nie opuszczałem i nigdy nie myślałem, żeby robić coś innego. Zawsze chciałem postawić w 100% na piłkę.


Czy zawsze grałeś jako środkowy obrońca lub defensywny pomocnik, czy w tych wcześniejszych latach trenerzy wystawiali Cię też na innych pozycjach?
Od początku głównie na środku obrony. Gdzieś tam na orlikach, na takich gierkach pod blokiem to – wiadomo – grało się na wszystkich pozycjach, ale na pozycję takiego defensywnego pomocnika to przestawił mnie trener Domagała w juniorach z czego się bardzo cieszyłem, bo na tej pozycji można mieć większy wpływ na grę. Myślę, że wyszło to z korzyścią dla mnie, bo są to inne pozycje, można nabrać większej perspektywy, jeśli chodzi o grę na całym boisku.


Twoim pierwszym klubem był Lider Lipsko, kolejnym – Legion Radom. Skąd decyzja o przenosinach do Radomia, jeszcze zanim trafiłeś do KSZO?
Wyszło to z tego powodu, że Legion Radom był wtedy, w moim roczniku, takim potentatem na skalę Mazowsza i myślałem, żeby tam trafić. Trener z Lipska znał trenera w Radomiu i pomógł to załatwić. Mam bardzo dobre wspomnienia z tego czasu w Radomiu, ponieważ tam była bardzo dobra drużyna. Graliśmy z mistrzem Polski – Legią Warszawa, wygrywaliśmy z nimi, przegraliśmy koniec końców z Polonią Warszawa o mistrzostwo Mazowsza, ale graliśmy naprawdę jak równy z równym z większością drużyn w Polsce. Można powiedzieć, że od tego momentu inaczej patrzyłem na piłkę, bo treningi stały na bardzo wysokim poziomie i trener – Marek Siwek – też miał dużo jakości.


A pierwsi idole i ulubione drużyny piłkarskie?
Myślę, że można rozdzielić to na różne czasy. Na początku bardzo lubiłem oglądać Ricardo Quaresmę w FC Porto, później Messi, z zagranicznych drużyn lubię FC Barcelonę, także tam zerkałem i oglądałem jego poczynania. Ale chyba zawodnik, który najbardziej mi się podoba w grze, to Piotr Zieliński. Oglądanie jego gry sprawia mi dużą satysfakcję. A z polskich drużyn, to oczywiście KSZO Ostrowiec. Można mówić o zagranicznych drużynach, ale przy tylu latach spędzonych w KSZO, mogę powiedzieć, że to jest moja ulubiona drużyna piłkarska.


Do KSZO trafiłeś w 2012 roku, konkretnie była to drużyna juniora młodszego. Który z trenerów dał Ci najwięcej, jeśli chodzi o okres juniorski?
Na pewno muszę wymienić trenera Rafała Lasockiego, który był moim wychowawcą w Szkole Mistrzostwa Sportowego, mieliśmy z nim treningi. Tu naprawdę, wiedza, jakość treningów była bardzo dobra, więc aż się chciało się wstawać na tą siódmą rano na trening i iść trenować pod jego wodzą. Muszę podziękować też trenerowi Domagale, który mnie tu ściągnął i tych dwóch trenerów chciałbym wyróżnić.


Kolejny sezon to fajna przygoda z Okręgowym Pucharem Polski. Wraz z drużyną juniorów starszych, wyeliminowaliście pięć zespołów, w tym Wisłę Sandomierz, która zajęła w tamtym sezonie czwarte miejsce w III lidze, odpadliście dopiero w ćwierćfinale z Nidą Pińczów – również trzecioligową. Czy grając przeciwko Nidzie, czuliście, że robicie coś naprawdę dużego w skali OPP i czy była duża złość, że nie udało się przejść tego ćwierćfinału, choć było naprawdę blisko (bramka na 1:2 stracona w 90. minucie meczu – przyp. red.)?
Tak, była złość, mieliśmy dobrą drużynę, później paru z tych zawodników grało w seniorach KSZO, grał też Radek Majecki, który obecnie występuje w AS Monaco. Na sparingach, na meczach z III ligą, graliśmy jak równy z równym i taki mecz jak z Wisłą Sandomierz na pewno wzmocnił nas mentalnie, dał nam bardzo dużo pod względem takiej pewności na boisku, wiedzieliśmy, że możemy grać jak równy z równym z seniorami i pomogło to nam w dalszej przygodzie z piłką.


Kolejnym etapem była już Centralna Liga Juniorów. Pierwsze zwycięstwo odnieśliście dopiero w 9. kolejce, sporo było też – zwłaszcza na początku – takich meczów, gdzie traciliście bramki w ostatnich minutach. Chyba musieliście się tej ligi po prostu nauczyć, a te zespoły, z którymi graliście miały duży potencjał, dlatego też czasem trzeba było gdzieś liczyć na kontry, aniżeli pójść w taki otwarty futbol.
Tak, tak jak mówisz, więcej korzyści dało nam wtedy takie bardziej wyrachowane granie, niż pójście na wymianę ciosów z takimi drużynami jak Legia, Wisła czy Cracovia, które mają niesamowitą jakość i ściągają zawodników z całej Polski. Pierwsze zwycięstwo odnieśliśmy pod koniec września, na pewno ta runda wtedy do zapomnienia, bo to było dziewięć punktów. W drugiej zdobyliśmy 33 chyba, albo 35, jeśli dobrze pamiętam (26 – przyp. red.), przegraliśmy tak naprawdę jeden mecz w końcówce z Motorem. Drużyna też była bardzo dobra, zawodnicy mieli bardzo duże umiejętności i to był cel, żeby utrzymać się w CLJ, która daje – co by nie mówić – taką furtkę, żeby się pokazać na skalę ogólnopolską.


Podsumowując, czy jest ktoś, kogo z tych czasów juniorskich zapamiętałeś – jakiś piłkarz, przeciwko, któremu grałeś, który dziś jest na takim naprawdę wysokim poziomie?
(chwila zastanowienia) Byli zawodnicy w Legii Warszawa, np. Arkadiusz Najemski, który gra teraz w Motorze, także Filip Karbowy, który grał w Zagłębiu Sosnowiec (obecnie Piast Gliwice – przyp. red.), a tu rozegrał taki mecz, że aż miło było patrzeć na to, jak on gra. Także tych dwóch zawodników bym wymienił z tamtych czasów. Wiadomo, że tych zawodników było więcej, ale już nie pamiętam, jak się oni nazywali.


Pierwszy Twój sezon w futbolu seniorskim przypadł na okres pod wodzą trenera Tadeusza Krawca, ale miałeś sporą konkurencję, ponieważ na środku obrony grali wtedy Klaudiusz Łatkowski i Michał Grunt, a na pozycji defensywnego pomocnika Paweł Czajkowski, który wtedy wykręcał fantastyczne liczby. Ciężko było wchodzić do tej drużyny?
Na pewno trzeba było pokazywać dużą jakość na treningach, bo oprócz Pawła Czajkowskiego, Klaudiusza Łatkowskiego czy Marcina Grunta, byli też Radek Mikołajek i Mateusz Mianowany na środku pomocy, którzy grali niesamowicie w niektórych momentach, niemalże „gnietli” niektórych w meczach, i technicznie i siłowo. Konkurencja była duża i tak z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że też się nie dziwię, że grałem tak mało, bo to byli zawodnicy, którzy wnosili niesamowitą jakość do drużyny.


To był sezon, w którym KSZO do końca walczył o pierwsze miejsce, dające jednak wówczas jedynie prawo gry w barażach. Kolejny sezon – 16/17, to był sezon z fajną pucharową przygodą, bardzo udaną rundą jesienną, jeszcze za Tadeusza Krawca, ale o ile jesień była udana, to o tyle w rundzie wiosennej, po zmianach trenerów, coś się zacięło i tego upragnionego awansu ostatecznie nie było. Jak wspominasz ten sezon, bo z jednej strony wtedy stałeś się tak naprawdę pełnoprawnym piłkarzem pierwszego zespołu, a z drugiej towarzyszył temu zawód z powodu braku awansu?
Pierwsza runda za trenera Krawca była zdecydowanie lepsza, później była zmiana, gdy trener Krawiec odszedł do II ligi. Wiadomo, awans sportowy, więc myślę, że każdy, by poszedł. Z tego sezonu najbardziej mi szkoda tego, że zwolniono trenera Pietrasiaka, ponieważ był taką postacią, że cała drużyna szła za nim w ogień. Można powiedzieć, że tu była z perspektywy czasu pomyłka, bo po zwolnieniu trenera dalej byliśmy na pierwszym miejscu. Uważam, że gdyby został do końca sezonu, to na pewno więcej moglibyśmy ugrać w tej lidze. Nie mówię, że na pewno byśmy awansowali, ale uważam, że wyniki byłyby lepsze.


Myślałem, że z tamtego sezonu bardzo Ci też szkoda tego meczu z Arką Gdynia i niewykorzystanego rzutu karnego przez Klaudiusza Łatkowskiego na 2:2. To też był super-mecz.
No właśnie, takie mecze z Ekstraklasą dużo dawały drużynie, w następnych sezonach, w których też graliśmy z drużynami z Ekstraklasy można było wyciągać wnioski. Pamiętam ten mecz jako dosyć ciekawy mecz, bo przegrywaliśmy 0:2 i mieliśmy naprawdę niesamowitą końcówkę, gdzie mogliśmy zrobić podobną rzecz, którą zrobiliśmy z Rakowem Częstochowa, kiedy to wygraliśmy 3:2, mimo, że wcześniej przegrywaliśmy 0:2.


Wcześniej był jeszcze mecz z Pogonią Siedlce, wówczas I-ligową, kiedy w 90.minucie wyrównaliśmy na 1:1 i zwyciężyliśmy po bramce w dogrywce. Taka pucharowa przygoda może dużo dać pod względem mentalnym.
Tak, to były też moje pierwsze mecze z drużynami z wyższej ligi i to też owocowało w III lidze. Wiadomo, jak się pokonuje drużynę z II ligi, to później wychodzimy na mecz w III lidze i znamy swoją jakość. Wychodziliśmy wtedy, żeby wygrywać każdy mecz. Tak, wtedy dużo dawała nam taka gra w pucharze.


W tamtym sezonie włodarzom KSZO zabrakło cierpliwości, co do trenerów, a sezon ostatecznie kończyliśmy z Andrzejem Wiśniewskim. Jak odbierałeś tego trenera, który kiedyś prowadził KSZO, ale wracał do nas po dłuższej przerwie od zawodu. Czy drużyna czuła, że trener już sportowo „nie dojeżdża”?
Myślę, że troszeczkę nas to zbiło, to zwolnienie trenera Pietrasiaka, ponieważ byliśmy na pierwszym miejscu, ale trener Wiśniewski też miał swoje pomysły. Równie dobrze mógł przyjść inny trener i też te pomysły mogłyby średnio wychodzić. Nie oceniłbym też trenera Wiśniewskiego jako – nie wiem – złego trenera. Po prostu, uważam, że trzeba było zostać przy trenerze Pietrasiaku i wyniki byłyby lepsze.


W następnym sezonie do KSZO wraca Tadeusz Krawiec, ale odchodzi po rundzie jesiennej, kiedy mieliśmy cztery punkty straty do lidera. Jak drużyna, szatnia, przyjęła to drugie odejście trenera Krawca? Czy z perspektywy czasu było takie poczucie, że z tym trenerem mogłoby się udać awansować?
Myślę, że nie. Po to gra się w piłkę, żeby cały czas robić awans sportowy. Wtedy trener Krawiec poszedł do Stali Rzeszów, też duże perspektywy, teraz ten klub gra w I lidze. Także, szatnia normalnie to przyjęła i każdy to zrozumiał.


I dochodzimy do trenera Przemysława Cecherza. Można było w szatni przeklinać?
Oj, można było i śmiechu było z tego bardzo dużo (śmiech). Bardzo często wspominaliśmy ten wywiad, również inne wywiady trenera Cecherza. Na pewno barwna postać, bardzo spoko człowiek, miał swoje pomysły na boisku, które koniec końców wypaliły, bo zajęliśmy trzecie miejsce. Później trener Cecherz poszedł do I ligi, mi się pracowało z nim bardzo dobrze, świetny człowiek i bardzo dobry trener.


W kolejnych latach było już nieco gorzej pod względem sportowym. Czułeś różnicę w jakości między tymi zespołami KSZO, czy to bardziej kwestie – nazwijmy to – mentalne spowodowały to, że z zespołu walczącego o awans, KSZO stał się takim średniakiem, czy nawet drużyną, której bliżej było do walki o utrzymanie, jak w sezonie 19/20?
Wiadomo, że ci zawodnicy, którzy byli w moich pierwszych sezonach w KSZO, to byli zawodnicy, którzy zahaczali o Ekstraklasę, I ligę, więc była tu wielka jakość, ale też nie mogę powiedzieć, że ci zawodnicy, którzy byli potem byli słabsi od tych zawodników wcześniejszych. Wydaje mi się, że też wzrosła jakość ligi, która rozrosła się na cztery województwa. Nie było wtedy np. dwóch drużyn, które walczyły o awans, tylko cztery-pięć i każda drużyna z czasem robiła progres. Sezon 18/19 też wspominam świetnie, bo to była taka „paczka ostrowiecka”, większość zawodników była z Ostrowca. Wynik był myślę przyzwoity, może i można było zrobić więcej, ale oceniam to bardzo przyjemnie, ten sezon 18/19.


Kolejny rozgrywki to pamiętny mecz na 90-lecie KSZO z Lechem Poznań. Czy kogoś z tamtego meczu z Lecha szczególnie zapamiętałeś?
Na pewno mogę tu wymienić Jakuba Modera. Ja też oglądam Lecha często, było widać już wtedy tą jego jakość, taką kompletność – był gotów do wszystkiego – biegał, strzelał, grał lewą, prawą nogą.


Sezon 19/20 przerwany z powodu pandemii zakończyliśmy zaledwie na trzynastym miejscu. Co było najtrudniejszego w tym sezonie, co sprawiło, że to miejsce na koniec sezonu było tak niskie?
Początek sezonu był słaby w naszym wykonaniu, nie punktowaliśmy za dobrze i też większość drużyn punktowała na bardzo przyzwoitym poziomie. Rundę zakończyliśmy chyba z dziewięciopunktową stratą do lidera po ostatnim meczu z Avią Świdnik. Wtedy chyba aż sześć drużyn walczyło o awans, miało dosłownie kilka punktów straty do lidera, było widać dużo większą jakość tej ligi, ale muszę przyznać, że nasza gra też nie była równa, o tak. Była wygrana, była przegrana, powinniśmy byli na pewno zachować większą równowagę punktową w tym sezonie.


To był też sezon, w którym do KSZO trafił trener Marcin Sasal. Jak Ci się z nim pracowało? Z jednej strony też bogate CV, praca w Ekstraklasie, pamiętny mecz z Wisłą Kraków, do którego jeszcze wrócimy, ale z drugiej strony ja osobiście odnosiłem wrażenie, że trener Sasal jest taką osobą, nazbyt impulsywną, wkurzającą się czasem w sytuacjach, które nie wymagały takiej reakcji.
Bardzo dobrze wspominam trenera Sasala, fajne pomysły na trening, fajne pomysły na mecz, też komunikatywna osoba, dało radę pogadać, jako człowiek też bardzo dobry. Tacy są czasami trenerzy, że niektórzy są bardziej nerwowi, a inni w ogóle nie reagują. Mi to w ogóle nie przeszkadzało, ja zajmuję się grą i nie patrzę na to, czy trener na mnie krzyknie raz czy dwa, w ogóle na to nie zwracam uwagi, wiem, że trzeba po prostu robić coś dobrze. Także mam miłe wspomnienia z pracy z trenerem Sasalem.


Mecz z Wisłą. Co Wam trener Sasal mówił w szatni, w przerwie, jak było jeszcze 0:0 i czy mieliście plan na to, co macie robić, gdybyście jako pierwsi stracili bramkę?
Tak, właśnie u trenera Sasala było to wiadome, co mamy robić na boisku, w danych sytuacjach, gdzie biegać, jak wynik jest taki, a nie inny. Mówił nam też to, żeby się nie bać, że to też są ludzie tak samo jak my. Mieliśmy też w drużynie takich zawodników, jak Paweł i Marcin Kaczmarek, którzy grali w Ekstraklasie, jak Wojtek Trochim, którzy rozegrali niejeden taki mecz. Ja też grałem w pucharach wcześniej, wiedziałem z czym to się je, także na pewno nie było tak, że wychodziliśmy i się baliśmy. Przeciwnie, wychodziliśmy i graliśmy jak równy z równym z Wisłą.


A kogo w tym meczu kryłeś?
Na ataku grał Aleksander Buksa, ale powiem tak szczerze, że nie zrobił wielkiego wrażenia. Większe wrażenie zrobił taki zawodnik w środku pola – Chuca, on grał w Miedzi Legnica, Hiszpan (obecnie Racing Club de Ferrol – II liga hiszpańska, przyp. red.), niesamowity zawodnik, wtedy robił praktycznie wszystko, co chciał.


Myślałem, że powiesz o Jeanie Carlosie Silvie na prawym skrzydle, który zaliczył wtedy asystę. Pamiętam, że wtedy jedno z naszych pierwszych pytań po meczu do trenera Skowronka było takie, dlaczego on go zdjął.
Jakoś nie zapadł mi wtedy szczególnie w pamięć, ale miał swoje przebłyski.


A kiedy tak naprawdę uwierzyliście, że Wisłę można pokonać? Po tej bramce na 1:1, czy nawet po tej straconej bramce na 0:1 dalej była wiara, że spokojnie tą bramkę da się odrobić?
Wierzyliśmy w sumie przez cały mecz. Od początku meczu, jak się zaczął, wiedzieliśmy, że mamy swoje walory, które możemy wykorzystać, w przerwie tak samo sobie mówiliśmy, żebyśmy się nie bali, żebyśmy szli do przodu, po bramkę. Po straconej bramce też graliśmy swoje, to, co trener Sasal mówił. I najpierw bramka ze stałego fragmentu gry na 1:1, a później bramka na 2:1 po mojej asyście.


Przy tej bramce na 2:1 zaskakująco dużo miejsca zostawili piłkarze Wisły. Po Twoim podaniu Szymon Stanisławski mógł się jeszcze spokojnie obrócić i strzelić.
Tak, zobaczyłem miejsce do podania, Szymek miał wtedy bardzo dobry sezon, niemalże wszystko mu wchodziło.


Miałem wrażenie, że Wisła wtedy już czekała na dogrywkę, ale my i tak byliśmy w stanie ją zaskoczyć.
To było trochę takie zagranie znienacka i taka bramka, równie dobrze mogła też Wisła strzelić, ale to jest piłka – jedno zagranie może przesądzić o losach meczu.


Po meczu świętowaliście jakoś w szczególny sposób?
Wiadomo, że wtedy cały Ostrowiec świętował, my też siedliśmy z kolegami, było fajnie, było miło, wspominaliśmy mecz, drużyna też była bardzo fajna, także super wspomnienia.


Po meczu z Wisłą nastąpiły trzy kolejne ligowe porażki i zwolnienie trenera Sasala. Czy też to postrzegasz jako błąd i co się w zasadzie stało w drużynie, że nastąpiły te porażki? Jakieś rozregulowanie mentalne, czy co się stało?
Myślę, że tak się ułożyły te mecze, po prostu. Po meczu z Wisłą graliśmy tu z Avią, przegraliśmy 0:1, gdzie równie dobrze mogliśmy zremisować lub wygrać. Trzy dni później pojechaliśmy na Podlasie, tam też przegraliśmy, później kolejny mecz, który mógł się inaczej potoczyć. Też myślę, że może trzeba było trenerowi Sasalowi dać jeszcze parę meczów, natomiast powrót trenera Krawca odbierałem miło, ponieważ mi też się z nim pracowało bardzo dobrze.


Trener Krawiec poprowadził KSZO w meczu kolejnej rundy Pucharu Polski, z Górnikiem Zabrze. Powiem szczerze, że jak wspominam ten mecz, to on mnie do dziś boli. Widzę Szymona Stanisławskiego, który przy stanie 2:1 jest w narożniku boiska, traci piłkę, pada gol na 2:2 i chwilę potem na 2:3. Jak to się stało?
Myśleliśmy, że to utrzymamy. Tak z perspektywy tych dwóch meczów z drużynami z Ekstraklasy, na pewno uważam, że Wisła była lepszą drużyną jakościowo. Górnik miał swoje atuty, choć też było trochę szczęścia po naszej stronie do pewnego momentu – graliśmy w „10”, wygrywaliśmy 2:1, skutecznie się broniliśmy. Na pewno szkoda tej drugiej bramki, bo strzelił ją Przemysław Wiśniewski, który teraz gra we Włoszech, to też była bramka po rykoszecie. Myślę, że gdybyśmy tej bramki nie stracili, to ten mecz byłby wygrany. Ale ja też ten mecz wspominam do dzisiaj, bo powinien on się skończyć naszym zwycięstwem.


A czy ta bramka na 1:0 nie padła trochę za wcześnie? Gdy Wojtek Trochim strzelił gola już w trzeciej minucie, to była wielka radość, ale później sobie pomyślałem – teraz cały mecz to praktycznie stan przedzawałowy (śmiech).
Nie, nie uważam, żeby bramki strzelane za wcześnie były czymś złym, może to lepiej. Trzeba było po prostu nie stracić pierwszej bramki, później wybronić to 2:1 i byłaby wygrana. No, szkoda mi bardzo tego meczu.


A w szatni czuliście dumę, że się postawiliście Górnikowi, czy bardziej byliście wściekli, jak można było to wypuścić?
Uważam, że chyba bardziej byliśmy załamani. To może przyszło z czasem, że byliśmy w stanie grać jak równy z równym z 14-krotnym Mistrzem Polski, ale myślę, że po meczu było naprawdę duże załamanie i ciężko było to przełknąć, tą porażkę.


A kogoś zapamiętałeś z tego meczu z Górnika? Mi powiem szczerze, że najbardziej się rzucił w oczy Bartosz Nowak, który wszedł w drugiej połowie i tą grę w środku pola rozruszał.
Powiem szczerze, że tak nie za bardzo chyba. Najbardziej z Górnika pamiętam to, jak trener Brosz się cieszył po bramce na 3:2.


I chyba też to jak bezpośrednio po stracie bramki na 2:2 trener Brosz kazał swoim zawodnikom pressować nasz zespół. Gracze Górnika rzucili się wówczas na nas, wyczuwając po prostu słabość naszego zespołu.
Byliśmy też podmęczeni, bo graliśmy ponad pół godziny jednego zawodnika mniej. Uderzenie z dystansu, bramka na 3:2, koniec meczu i wielki zawód dla nas.

To był Twój ostatni sezon w KSZO przed roczną przerwą. Po zmianie zarządu nie przedłużono z Tobą kontraktu. Jakoś Tobie to uargumentowano? To była bardziej decyzja zarządu czy nowego trenera? Jak to wyglądało z Twojej perspektywy?
Powiedzmy, że nie dogadaliśmy się – na pewne rzeczy nie mogłem się zgodzić więc postanowiłem odejść. Ja też chciałem spróbować gry wyżej, oczywiście rozmawiałem o tym z zarządem i próbowałem szukać klubu ligę wyżej, co koniec końców się nie udało, ale nie ma co żałować tej decyzji. Trafiłem do RKS Radomsko, tam były ciekawe perspektywy. Trenowaliśmy wtedy w Łodzi, a mieszkanie w dużym mieście daje dużo korzyści, typu studia, praca, natomiast to jakoś nie wyszło w tym klubie. Fajnych też zawodników poznałem, bo miałem okazję zagrać przez chwilę z Pawłem Zawistowskim, również bardzo dobrym zawodnikiem.


Środek obrony tworzyłeś z bardzo doświadczonym Arturem Gieragą. Jak Ci się z nim grało?
Artur jest bardzo ciekawą postacią, bardzo fajną osobą, no i bardzo dobrym piłkarzem. Grając tu przeciwko niemu w meczu z Motorem Lublin nie myślałem, że akurat zagram z nim w IV lidze. Ale naprawdę, bardzo dobry zawodnik.


Czy grając w IV lidze łączyłeś grę w piłkę z pracą, czy też studiami?
Taki był plan, żeby pójść na studia, zacząć pracę, ale po miesiącu zwolniono trenerów z Łodzi i przenieśliśmy się znów do Radomska. Wiedziałem, że już później raczej odejdę, ale wyciągnąłem dużo z tego okresu, bo trafiłem na bardzo dobrego, świetnego nawet trenera, nazywał się Paweł Ściebura (obecnie asystent w Lechii Gdańsk – przyp. red.) i myślę, że w przyszłości będzie trenerem na szczeblu centralnym z sukcesami.


Czyli to była Twoja decyzja, żeby odejść z Radomska już po jednej rundzie?
Bardziej to z mojej inicjatywy wyszło, chciałem wrócić na poziom III ligi. Byłem też daleko od domu, a co by nie mówić, zamiast grać w IV lidze w okręgu łódzkim, to można grać bliżej i być bardziej zadowolonym. Powinienem był wybrać wtedy inną ciekawą opcje, ale cóż, wybrałem Wisłę Sandomierz, bo chciałem być gdzieś tu bliżej. I też takim celem, który miałem w głowie, było to, że łatwiej byłoby dostać się do KSZO z powrotem. I to osiągnąłem koniec końców.


A czy Tadeusz Dąbrowski działał coś wokół klubu w Radomsku?
W tym momencie już nie, nie ma go gdzieś w tych kręgach piłkarskich.


A nie miałeś obaw, słysząc o problemach finansowych Wisły Sandomierz, które już wtedy były?
Wiadomo, obawy były, powiedzmy, że trochę ryzykowałem, ale tak jak mówię, chciałem być gdzieś bliżej i dlatego zdecydowałem się na tą opcję.


Po tym, jak utrzymałeś się z Wisłą Sandomierz, wracasz do KSZO. Nowy zarząd, nowy trener, bo już wtedy był Rafał Wójcik i wracasz do KSZO w roli doświadczonego gracza. Czułeś się takim mentorem dla innych zawodników mając te blisko 200 spotkań w III lidze?
Czy mentorem? (Uśmiech) Chcę być uważany za takiego dobrego kolegę w drużynie, także każdy – młodszy, starszy wie, że zawsze może ze mną normalnie pogadać. Bardziej takim dobrym kolegą, uważam.


Ok, wróćmy może do tej rundy, która zaczęła się od trzech porażek, później czwarty mecz, w którym przegrywaliśmy do przerwy. Była nerwowość w szatni po tych początkowych porażkach, czy też zarówno szatnia, jak i trener Wójcik, podchodziliście do tego na spokojnie, z poczuciem, że ten zespół w końcu odpali.
Wiadomo, że przegrywając trzy mecze z rzędu i przegrywając pierwszą połowę czwartego, czyli praktycznie trzy i pół meczu mamy przegrane, była jakaś nerwówka. Ale piłka polega na tym, żeby grać do końca i wiedzieliśmy, że w meczu z Podlasiem jesteśmy w stanie to odwrócić, tym bardziej, że takie mecze, tu w KSZO, też się odwracało. Także, wierzyliśmy do końca, koledzy też mają duże umiejętności w drużynie, dziwiliśmy się, czemu tak jest. Po prostu, tak się mecze też układały, graliśmy z niezłymi drużynami i na pewno cieszy to, że po meczu z Białą Podlaską poszliśmy w górę.


Ważnym momentem tej rundy był też mecz z Wieczystą. Chyba w szatni – cytując klasyka – po meczu było jedno wielkie wkurzenie, choćby ze względu na ten rzut karny, kiedy Michał Nawrot zagrał tą piłkę chyba barkiem, także sytuację, w której bramkarz gości staranował Adriana Szynkę. Ta porażka sprawiła, że trochę oddaliliśmy się od lidera. Jak postrzegasz ten mecz i samą drużynę Wieczystej? Chyba aż tak dużej różnicy w jakości piłkarskiej nie było?
To pokazał też tamten sezon, że można dużo pieniędzy mieć, ale tak naprawdę zawsze wychodzi się jedenastu na jedenastu i jest szansa na wygraną. W Wieczystej grali naprawdę utytułowani zawodnicy, pochodziliśmy z szacunkiem, ale my jesteśmy KSZO Ostrowiec i w każdym meczu wychodzimy po to, żeby zwyciężać. Także tu nie było żadnego nastawienia żeby – nie wiem – zremisować, albo przegrać jak najmniej. Wyszliśmy po to, żeby wygrać, a na pewno w tym meczu nie powinno się to tak potoczyć. My sobie nie mamy tak wiele do zarzucenia, zrobiliśmy praktycznie wszystko, ale wiadomo, że czasami nie ma się wpływu na takie rzeczy jak odgwizdanie karnego, czy nie odgwizdanie faulu na zawodniku, który wychodzi na czystą pozycję. Także, wkurzenie na pewno było po meczu, jedno wielkie wkurzenie, bo wiedzieliśmy, że zasługiwaliśmy na więcej w tym meczu.


Zapytam jeszcze o mecz z Wartą Poznań. Wspominając o bramce zdobytej za wcześnie, to w meczu z Wartą miałem takie wrażenie – gol zdobyty w piątej minucie, po którym Warta miała praktycznie dziewięćdziesiąt minut, żeby to odrobić. Jak byś porównał Wartę i mecz z tą drużyną do tych meczów sprzed trzech lat z Wisłą i Górnikiem? Było ciężej/łatwiej, w mniejszym/większym stopniu wierzyliście w sukces?
Wydaje mi się, że wiara w sukces była na takim samym poziomie. Jakość piłkarska była bardzo podobna, bardzo zbliżona, zarówno Warta, jak i Wisła czy Górnik miały bardzo podobne umiejętności. Też było szkoda, bo sam pamiętam, że ja też miałem sytuację w tym meczu, żeby strzelić na 2:0 głową, ale bramkarz obronił. Może jakbyśmy strzelili na 2:0, mecz mógłby się potoczyć inaczej, ale na pewno też było dużo wiary w to, że wygramy w ten mecz.


Rundę można ocenić jako naprawdę dobrą, zostałeś wybrany do XI rundy, ale w dwóch ostatnich meczach u siebie tylko jeden zdobyty punkt, pięć straconych bramek, też Twój błąd przy bramce z Chełmianką. Mamy czwarte miejsce, o co KSZO może walczyć na koniec sezonu? Trener Wójcik mówił o zdobyciu 60 punktów, czy Twoim zdaniem to jest taki realny cel? Bo patrząc realnie, awansować będzie ciężko, a spaść – nie spadniemy. Jak widzisz rundę wiosenną?
Widzę to tak, że zawsze jest szansa zgarnięcia kompletu punktów i w każdym meczu będziemy grać o zwycięstwo. Także, tu nie będziemy kalkulować, czy zdobędziemy tyle, czy tyle punktów, po prostu będziemy wychodzić po to, żeby w każdym meczu wygrać i nie patrzeć na tabelę, tylko na siebie.


A jaką osobą jesteś prywatnie, jakie masz pozapiłkarskie hobby?
Poza piłką myślę, że jestem otwartą osobą, z którą można porozmawiać, śmiało podejść. Jeśli chodzi o hobby, to dużo oglądam też piłki poza graniem, lubię też uczyć się języka hiszpańskiego, pograć na Play Station, czytać książki, jeśli jakaś wpadnie ciekawa, w tych rzeczach się odnajduję.


Książki piłkarskie czy też pozapiłkarskie?
Przede wszystkim teraz pozapiłkarskie, w ciągu roku może dwie takie sportowe „wlecą”, ale reszta to takie pozapiłkarskie.


Jaka książka wywarła ostatnio na Tobie największe wrażenie?
To akurat będzie ze sportu, fajna była opowieść Tysona Fury’ego „Bez Maski”.


A czy jako wychowanek czułeś się czasem traktowany po macoszemu, bo czasem jednak w piłce tak bywa, że osoby z klubu potrafią potraktować wychowanka gorzej, wiedząc, że to jego przywiązanie do klubu, serce, przeważy nad logiką i taką chłodną kalkulacją?
Myślę, że koniec końców najważniejsze jest to, żeby pokazać swoje umiejętności. Czy to będzie wychowanek, czy to będzie młoda osoba, która przyszła z innego klubu, najważniejsze jest pokazać jakość piłkarską, po prostu. W moim przypadku powiem szczerze, że nawet mi to pomagało, że byłem wychowankiem. Nie było ani taryfy ulgowej, ani nie było jakiegoś takiego gorszego traktowania i trzeba było udowodnić to, że zasługuje się na to, żeby grać i na większy szacunek w drużynie i w klubie.


Jak byś porównał tych trenerów, z którymi miałeś okazję współpracować w KSZO? Każdy z nich występował jako piłkarz na innej pozycji.
Zdecydowanie najwięcej zawdzięczam Darkowi Pietrasiakowi, mega-fajne miał treningi, podejście do treningów, mogę to trochę porównać może z trenerem Wójcikiem. Za trenera Pietrasiaka grałem wtedy na takiej pozycji, która dawała mi dużo satysfakcji i radości z gry, czyli w środku pola. Lubię też grać na środku obrony, ale tam można zrobić trochę więcej. Natomiast, porównując tych trenerów, to można powiedzieć, że każdy gdzieś tam ma swój warsztat i nie wiem czy tak jeden do jednego mógłbym porównać każdego. Różne mieli spojrzenie na futbol.


A jak sądzisz, dlaczego nie udało Ci się zaistnieć na szczeblu centralnym? Byłeś na testach w KKS Kalisz w lipcu ubiegłego roku, także w innych klubach. Czego z perspektywy czasu zabrakło?
Może trzeba było pokazać coś więcej na boisku, albo mieć lepsze liczby. Też swoją przygodę z piłką prowadziłem sam, może to był gdzieś błąd, ale nie uważam, że żałuję tego, że grałem przez te lata w KSZO, a nawet przeciwnie – cieszę się i doceniałem to. Plan był taki, że były te pierwsze sezony, w których można było awansować i tu była największa szansa, żeby zagrać w II lidze i z każdym sezonem wierzyło się, że można ten awans zrobić. Także, nie żałuję, że nie zagrałem w II lidze, bo gra w KSZO tak samo mi sprawia dużą przyjemność i frajdę.


Wspomniałeś o liczbach, a czy nie było trochę tak, że brakowało Ci trochę wiary w swoje umiejętności, czy wręcz przeciwnie – nie czułeś się gorszy od tych zawodników w klubach, w których byłeś?
Myślę, że nie, wiadomo, że testy to są testy i trener zawsze spojrzy pod różnym kątem na każdego zawodnika. Liczyłem po prostu na to, żeby się pokazać z dobrej strony, natomiast ja też nie chcę tego tak rozdrapywać. Tak jak mówię, próbowałem tutaj z KSZO zrobić dobry wynik i myślę, że można było awansować wcześniej i w II lidze zagrać z KSZO.


Jak widzisz przyszłość KSZO? Czy Twoim zdaniem jest szansa, że w ciągu dwóch-trzech lat ta trzecioligowa – nazwijmy to – stagnacja – zostanie w końcu przełamana? Z tej ligi jest bardzo ciężko awansować, trzecia liga to takie „wąskie gardło”.
Właśnie z doświadczenia zbieranego przez te lata, uważam, że najważniejsza jest taka cierpliwość w tym, żeby nie zmieniać mocno kadry co sezon, żeby była kontynuacja działań, które są i myślę, że będzie szansa w ciągu dwóch-trzech lat. Ale najważniejsze jest zachowanie spokoju i punktowanie, granie w każdym meczu o trzy punkty. I nie myślenie na początku sezonu o tym, żeby zrobić awans tylko po prostu punktować, punktować, punktować. I budować to cierpliwie, z chłodną głową.


A myślisz już, co będziesz robił po karierze piłkarskiej? Gdzie się widzisz? Czy jeszcze to zbyt odległy temat i cieszysz się grą w piłkę?
Powiedzmy, że kariera piłkarska to za duże słowo, ja wolę określenie: przygoda piłkarska. Oczywiście gdzieś tam się myśli, natomiast mam zamiar jak najdłużej grać w piłkę i z tego czerpać korzyści. Na pewno będę chciał w piłce zostać, lubię patrzeć na niuanse trenerskie, być może będę chciał w tym kierunku pójść, w każdym razie myślę, że nie będę się bał podjęcia nowych wyzwań. Byłem na studiach na AWF w Rzeszowie, ale trudno to było połączyć z grą w piłkę. Ale nie wykluczam, że w przyszłości jakieś studia rozpocznę, nie zamykam się na ten kierunek.


Rozmawiał: Mateusz Jamiński