ArtykułKSZOsezon 2023/24Wywiad

Progres gry naszej drużyny jest widoczny – Michał Nawrot w obszernej rozmowie z Mateuszem Jamińskim

Od samego początku trener Niedźwiedź miał taki swój pomysł na grę, indywidualne podejście do zawodników. Można powiedzieć, że trochę na nowo pokazał piłkę nożną, bo miał swoje metody treningowe, czy rozmowy z zawodnikami, przekonywał do swojej wizji i chciał żebyśmy się dobrze rozumieli i jak najlepiej wywiązywali z boiskowych założeń. Szybko to jako drużyna złapaliśmy i było to widać w naszej grze i wynikach. Dlatego nie jestem zdziwiony, że trener prowadzi klub na poziomie Ekstraklasy. Życzę mu żeby nadal się rozwijał, był jeszcze lepszym szkoleniowcem i mógł spróbować swoich sił za granicą” – mówi w obszernej rozmowie z serwisKSZO.pl kapitan pomarańczowo-czarnych, Michał Nawrot. Zapraszamy do lektury.


Na pytanie: skąd pochodzisz, odpowiedziałbyś z Krakowa czy z Nowej Huty?
Odpowiem trochę żartobliwie – z Krakowa, ale jednak z Nowej Huty (śmiech). Bo mimo wszystko oba te rejony są mi bliskie, natomiast taki podział zawsze istniał – na Kraków i na Nową Hutę. Dlatego myślę, że z Krakowa, natomiast w tej Hucie się jednak wychowywałem.


Ludzie z Nowej Huty są bardzo zżyci, utożsamiają się ze swoją dzielnicą – tak to odbierasz?
Myślę, że tak. Są takie osiedla, rejony, gdzie ludzie tak właśnie funkcjonują i bardziej uważają, że są właśnie z Nowej Huty niż z Krakowa.


Jaka była Nowa Huta w czasach Twojego dzieciństwa i Twojej młodości? Czy faktycznie było tak niebezpiecznie jak – zwłaszcza kiedyś – ją postrzegano?
Myślę, że w wielu opowieściach jest sporo prawdy. Jest to rejon, gdzie bywało niebezpiecznie, trzeba było wiedzieć, gdzie wieczorami chodzić, a gdzie nie chodzić. Wychowywanie się tam było jakąś lekcją, jakimś przeżyciem, natomiast głównie piłka i szkoła były tym czemu się poświęcałem i co zajmowało mi czas.


A miałeś jakieś niebezpieczne sytuacje właśnie w Nowej Hucie, w rejonach, w których mieszkałeś?
Zdarzały się różne sytuacje. Trzeba było uważać na to, co się dzieje wokoło, ponieważ to było na porządku dziennym.

A skąd ksywa „Trocik”?
Od pierwszych treningów. Z tego, co pamiętam trener po prostu od nazwiska dał mi ksywę „Nawrocik”, z czasem to się skróciło, aż zostało po prostu „Trocik”.


Mówiąc o drużynie Hutnika z tamtych lat, wspomina się pamiętną kampanię w Pucharze UEFA z sezonu 96/97, kiedy to Hutnik był jedyną drużyną z Krakowa w Ekstraklasie. Czy pamiętasz, oglądałeś i przeżywałeś te mecze? I czy to Cię skłoniło do tego, by trenować piłkę nożną?

Hutnik – AS Monaco 0:1; napastnik Hutnika, Moussa Yahaya w walce o piłkę z przyszłym mistrzem świata – Emmanuelem Petitem z AS Monaco – fot. PAP/Łączy Nas Piłka
Hutnik – AS Monaco 0:1; napastnik Hutnika, Moussa Yahaya w walce o piłkę z przyszłym mistrzem świata – Emmanuelem Petitem z AS Monaco – fot. PAP/Łączy Nas Piłka


Jak dobrze sobie przypominam, miałem wtedy sześć lat, jak Hutnik rozgrywał mecze z AS Monaco. Szczerze powiem, że dokładnie tych wydarzeń nie pamiętam, ale Hutnik był takim naturalnym wyborem, jeśli chodzi o grę w piłkę. Tata zaprowadził mnie na pierwszy trening i cieszę się, że tak zostało i że w tym klubie mogłem się rozwijać.


Masz swoje ulubione miejsca w Nowej Hucie, albo takie, które poleciłbyś osobie, która tam jeszcze nigdy nie była?
Myślę, że Huta ma wiele miejsc, gdzie można pójść, dobrze zjeść, zwiedzić, czy zobaczyć historię, ale ja jakichś szczególnie ulubionych nie mam. Na pewno dzielnica się w dużym stopniu zmieniła, jak wszystkie miasta teraz. Natomiast dużo rzeczy też pozostało w swoim starym klimacie, także myślę że każdy znalazłby coś dla siebie.


Właśnie, jak postrzegasz te zmiany w Nowej Hucie od lat Twojego dzieciństwa, Twojej młodości i czy jesteś zadowolony z tego, w jakim kierunku ta dzielnica poszła? Pytam, ponieważ myślę, że ten PR, to postrzeganie Nowej Huty, bardzo się jednak zmieniło na plus.
Oczywiście, myślę, że wiele rzeczy się zmieniło na plus, zaczynając właśnie – że tak powiem – od niebezpiecznej strony Krakowa. Myślę, że to już jest w dużej mierze przeszłość. Ponadto, powstaje tam sporo nowych rzeczy, dużo jest renowacji, nowych inwestycji, ale również zabytkowych rzeczy, starych blokowisk, architektury która została w tym swoim pierwotnym klimacie. To tworzy dalej taką więź wśród ludzi, którzy tam mieszkają, bo nie wszystko da się przerobić, a byłoby to myślę ze szkodą dla historii. Jeśli chodzi o PR i postrzeganie Nowej Huty, na pewno jest zmiana na plus i ludzie chętniej decydują się żeby tam mieszkać.

Debiutowałeś w Hutniku dokładnie w dniu swoich 18. urodzin. To chyba był dla Ciebie – jako wychowanka – najlepszy możliwy prezent na osiemnastkę.
Tak. Myślę, że każdy młody zawodnik mógłby sobie coś takiego wymarzyć. Ja miałem to szczęście, że udało mi się to zrealizować w dniu swoich osiemnastych urodzin. Zawsze będę pamiętał datę tego wydarzenia, wejścia do seniorskiej piłki.


Czy ta osiemnastka okraszona debiutem w Hutniku była jakoś później szczególnie świętowana?
Nie, myślę że była takim dodatkowym bodźcem do dalszej pracy nad sobą.


Twoje pierwsze seniorskie lata w Hutniku to gra tego zespołu w III lidze małopolsko-świętokrzyskiej, ciekawe mecze z Sheffield FC (najstarszy klub świata, na 60-lecie Nowej Huty – przyp. red.), z FC Magdeburg (zorganizowany w całości przez kibiców Hutnika po reorganizacji – przyp. red.), natomiast też i problemy klubu. Czy radość z gry dla Hutnika mieszała się z zaniepokojeniem i troską o to, co będzie dalej ze względu na problemy finansowe klubu?
Zgadza się. Moim głównym celem jako młodego zawodnika był mój rozwój oraz to, żeby w Hutniku osiągać sukcesy. Wynik sportowy był na dobrym poziomie, natomiast kondycja klubu stawała się coraz gorsza, co doprowadziło do tego, że Hutnik jako spółka akcyjna musiał niestety ogłosić upadłość.


Czy uważasz, że gdyby udało się wygrać baraże o awans do II ligi z Jeziorakiem Iława, to czy mogłoby to potencjalnie zapobiec upadkowi klubu?
Ciężko powiedzieć. Na pewno awans do wyższej ligi mógłby być jakąś taką trampoliną do tego, żeby jakiś nowy sponsor dołączył do klubu, natomiast ciężko mi powiedzieć, czy na tyle byłoby to decydującą rzeczą, aby to wszystko przetrwało.


Ostatecznie po sezonie 09/10 Hutnik musiał zaczynać od IV ligi. Jak to widziałeś od środka, tą odbudowę klubu? Czy miałeś obawy o to, że Hutnik może całkowicie upaść, albo przynajmniej nie wystartować w żadnych rozgrywkach w tym sezonie?
Na pewno był to taki zagadkowy projekt. Wszystko – można powiedzieć – było od nowa, ale zebrała się grupa ludzi naprawdę ambitnych, którzy chcieli jak najlepiej dla tego klubu i żeby jak najszybciej wrócił na dobre tory. Zawodnicy w większości też pozostawali na ten nowy sezon i każdy chciał udowodnić i sportowo, i organizacyjnie, że po prostu ten klub powinien wrócić z powrotem chociażby do tej III ligi, która byłaby takim miejscem startowym, a co dalej, to pokazałaby przyszłość. Patrząc teraz przez pryzmat czasu myślę, że wyszło to nawet nieźle. Hutnik ma szansę na awans do I ligi, więc klub myślę że jest w dobrej kondycji organizacyjnej i sportowej.


Początki w IV lidze też były ciężkie. Czy po tych pierwszych przegranych kibice podchodzili ze zrozumieniem, czy mimo wszystko była złość, że nawet w tej IV lidze są większe problemy, niż to teoretycznie mogłoby się wydawać, biorąc pod uwagę markę Hutnika?
Wiadomo, że ten pierwszy sezon był trochę eksperymentalny i pod względem sportowym i organizacyjnym, jak to wszystko będzie, jak to wszystko się poukłada. Ale myślę, że w większości było to zrozumienie po prostu i wsparcie w kolejnych meczach.


Kolejny sezon to już awans i wielka feta na Placu Centralnym. Jak ją wspominasz? Czułeś, że Hutnik pomimo tych dwóch sezonów w IV lidze dalej jest ważny i ma potencjał, żeby iść jeszcze wyżej?
Można powiedzieć, że plan został zrealizowany. To było dla nas najważniejsze, żeby wrócić szybko na ten poziom chociażby III ligi, bo też widać było wśród kibiców licznie zebranych wtedy na Placu Centralnym, ze potencjał dalej jest i że są głodni tego, żeby po prostu klub był jak najwyżej i żeby ta wspólna pasja była dalej rozwijana.

Fot. Andrzej Banaś/Kraków Nasze Miasto

Rok po awansie odszedłeś z Hutnika, natomiast przeglądając statystyki z tych sezonów, w których grałeś, rzuca się w oczy bardzo duża ilość bramek strzelonych. Między innymi Ty, Michał Guja, Krzysztof Świątek, Mateusz Gamrot i inni gracze – raz, że była to drużyna bardzo jakościowa, bardzo dobra pod względem czysto piłkarskim, a dwa, że chyba też byliście zżyci poza boiskiem, bo większość chłopaków pochodziła stamtąd i to wszystko tak naturalnie wychodziło.

Michał Nawrot w barwach Hutnika w meczu ze Szreniawą Nowy Wiśnicz, sierpień 2012 r./ fot. Andrzej Banaś

Dokładnie. Byliśmy bardzo zgraną ekipą na boisku ale i poza nim, także myślę, że to też powodowało, że te wyniki były satysfakcjonujące, ale przede wszystkim kluczowe na boisku było to, że chłopaki mieli bardzo dużą jakość piłkarską i gra z nimi była przyjemnością.


Po sezonie 12/13 przeszedłeś do Okocimskiego Brzesko, spędzając łącznie półtorej sezonu w I lidze. Jak duży był przeskok między III a I ligą i w jakich aspektach był on dla Ciebie największy?
Po przejściu do Okocimskiego myślę, że więcej było takiej gry fizycznej, więcej stawiania na wynik oczywiście, bo jednak im się jest wyżej, tym wynik staje się rzeczą kluczową. W Hutniku wiele było meczów, gdzie po prostu my nadawaliśmy tempo, wszystko łatwo przychodziło, natomiast już w I lidze tak łatwo nie było. Taka typowo fizyczna i wymagająca liga, ale chcąc wyjść wyżej, trzeba było jako młody chłopak się z tym zderzyć i to była taka dobra lekcja na przyszłość.


A jak to wyglądało pod względem organizacyjno-finansowym? Sportowo dużo Wam zabrakło do utrzymania, bo aż osiemnaście punktów. A czy dla Okocimskiego ta I liga nie była ponad jego możliwości, ponieważ niedługo później ten klub musiał zaczynać od „okręgówki”?
Myślę, że organizacyjnie nie do końca wszystko było na I ligę. Ale z drugiej strony każdy zawodnik, który tam szedł, chciał się pokazać piłkarsko. Nikt tam, że tak powiem nie szedł za pieniędzmi, natomiast po prostu była to możliwość, fajne okno wystawowe na resztę Polski, bo jednak sporo trenerów i menadżerów interesuje się tą ligą, także bardziej to był taki przystanek, żeby ewentualnie móc pójść dalej.


Po okresie w Okocimskim przeszedłeś do GKS Katowice. Podejrzewam, że zapamiętano tą bramkę, którą strzeliłeś w meczu GKS – Okocimski. Jak odbierasz GKS? Czy miasto i klub możesz w jakiś sposób porównać z Hutą ze względu na fanatycznych kibiców, robotniczy charakter miasta i tą taką przemysłową otoczkę?
Jak dostałem propozycję z Katowic, to się długo nie zastanawiałem. Chciał mnie wtedy w swoim zespole trener Kazimierz Moskal i fajnie, że się wtedy zdecydowałem. Natomiast jeśli chodzi o kibiców, to myślę chyba, że jedni z bardziej wymagających. Zawsze chcieli, żeby te wyniki były na plus, ale z drugiej strony też bardzo fanatyczni i bardzo dużo można znaleźć właśnie wspólnego pomiędzy Hutą a Katowicami, jeśli chodzi o kibiców i taką więź zwiazaną z klubem.


Możesz powiedzieć, że byli jeszcze bardziej wymagający niż kibice Hutnika?
Słysząc trybuny, to bardzo często tak (śmiech).


Później wróciłeś do Hutnika na półtorej sezonu, ale Hutnik niestety nie utrzymał się w III lidze. Czy już wtedy ta sytuacja w Hutniku była już tak na dobre wyprostowana, jeśli chodzi o rzeczy organizacyjno-finansowe?
Pamiętam, że jeśli chodzi o te sprawy organizacyjne, to tak, natomiast to był taki dziwny sezon, gdzie była reorganizacja ligi i tylko osiem zespołów utrzymywało się w lidze, a reszta spadała. I pamiętam, że zabrakło nam chyba jednego miejsca czy dwóch, co oczywiście żadnej chluby nie przynosi, bo taki zespół nie powinien spaść, natomiast trafił się taki sezon, który niestety każdego z nas bardzo bolał, bo nikt nie lubi takich sytuacji w życiu piłkarskim przeżywać, ale niestety tak się stało i trzeba było podjąć decyzję, co dalej robić ze sobą.


Zdecydowałeś się na odejście do Podhala Nowy Targ, gdzie grałeś dość długo. Podhale to chyba był taki spokojniejszy klub w porównaniu do Hutnika czy GKS – nie było tam fanatycznych kibiców, natomiast jak to wyglądało, jeśli chodzi o wymagania stawiane przez włodarzy klubu? Czy Podhale to był taki zespół, który chciał doskoczyć do ligowej czołówki, czy zadowalało go spokojne utrzymanie? Trafia tam wielu zawodników, czy to z wyższych lig, czy to wyróżniających się w III lidze, pracowali tam też znani trenerzy (m.in. Szymon Grabowski, czy Janusz Niedźwiedź – przyp. red.). Jak to wyglądało z Twojej perspektywy?
Na pewno przez te wszystkie lata odkąd Podhale awansowało do III ligi, to widać było w klubie chęć zrobienia dobrego wyniku. Wiadomo, że piłka nożna na Podhalu nie jest jakimś wiodącym sportem, natomiast włodarze robili wszystko, żeby osiągnąć fajny wynik. W pewnym momencie była walka o to, żeby awansować do II ligi, w kolejnym sezonie był czub tabeli. Ściągali fajnych zawodników, dobrych trenerów, próbując uczynić tę dyscyplinę po prostu bardziej popularną na Podhalu, ale póki co ten poziom III ligi nie został przeskoczony i na razie nie zanosi się na to, żeby powalczyli o awans.

Fot. Podhale Nowy Targ


A czuć było w drużynie taki góralski klimat?
Początkowo tak, bo szatnia była przepełniona chłopakami z okolic, więc na pewno takie fajne przeżycie, coś nowego, natomiast z czasem było więcej transferów i można było już spotkać chłopaków z całej Polski.


W Podhalu miałeś też okazję współpracować z trenerem Januszem Niedźwiedziem, który ściągnął Cię później do Stali Rzeszów. Jak zapamiętałeś tego trenera? Czy miał już takie cechy, które wskazywały, że w przyszłości może to być trener na Ekstraklasę, albo przynajmniej na poziom wyższy niż ta III liga?
Myślę, że tak. Od samego początku trener Niedźwiedź miał swój pomysł na grę, indywidualne podejście do zawodników. Można powiedzieć, że trochę na nowo pokazał piłkę nożną, miał swoje metody treningowe, dużo rozmawiał z zawodnikami, przekonywał do swojej wizji i chciał żebyśmy się dobrze rozumieli i jak najlepiej wywiązywali z boiskowych założeń. Szybko to jako drużyna złapaliśmy i było to widać w naszej grze i wynikach. Dlatego nie jestem zdziwiony, że trener prowadzi klub na poziomie Ekstraklasy. Życzę mu żeby nadal się rozwijał, był jeszcze lepszym szkoleniowcem i mógł spróbować swoich sił za granicą.


Na co w swojej piłkarskiej filozofii trener Niedźwiedź zwracał największą uwagę?
Żeby każdy zawodnik dokładnie wiedział co ma robić na boisku , odpowiednio ustawiał się na nim, zagrywał piłkę na odpowiednią nogę, na jeden-dwa kontakty. Trener bardzo przywiązywał uwagę do najmniejszych szczegółów, wszystko było ważne. Chciał żeby zespół był świadomy i dokładnie wiedział po co pewne rzeczy trenujemy i co możemy przez to osiągnąć.

A jakie piłkarskie cechy trener u Ciebie najbardziej rozwinął?
Myślę, że szybkie operowanie piłką i taką mądrość boiskową – zachowania w momentach kryzysowych, czy współpracę z różnymi formacjami. Jest tego dużo, więc patrząc ogólnie to wszystkie cechy piłkarskie po tym okresie z trenerem na pewno wskoczyły na wyższy poziom.


Z Podhala odszedłeś do Stali Rzeszów po rundzie jesiennej sezonu 18/19, wówczas ta tabela też ciekawie wyglądała, bo pierwszy był Hutnik, drugie było Podhale, a trzecia była właśnie Stal Rzeszów. Jak zareagowała szatnia na Twoje przejście do bezpośredniego rywala w walce o awans?
To było w grudniu, w momencie kiedy były urlopy w klubach. Dostałem taką możliwość, chwilę się nad tym oczywiście zastanawiałem, ale trener Niedźwiedź przekonał mnie, że to jest dobry moment na zmianę, dobry moment na to, żeby przyjechać do Rzeszowa i powalczyć o ten awans, bo klub ma po prostu fajny, długofalowy plan na to, co może być za rok-dwa. I tak też się stało. Natomiast szatnia za złe na pewno nie miała, chociaż niektórzy mieli o tym transferze różne zdania. Ale mówię, taki był mój wybór i koniec końców myślę, że dobrze wybrałem – awans ostatecznie udało się ze Stalą Rzeszów wywalczyć.

Tak się też terminarz ułożył, że w ostatniej kolejce Stal Rzeszów grała z Podhalem. Widziałem kulisy tego meczu, przemowę motywacyjną, gdy trener mówił, że walczycie dla Krystiana Popieli (syna Jarosława, byłego piłkarza KSZO – przyp. red.). To był taki szczególny widok – wszyscy wychodzicie w koszulkach z nazwiskiem Krystiana – ciekawy, ale i wzruszający moment.
Na pewno, dla całej szatni był to taki motywacyjny kop, że tak to ujmę. Wiadomo, wielka tragedia, która spotkała młodego chłopaka, który jeszcze chwilę wcześniej z wieloma chłopakami z szatni dzielił treningi, mecze i czas poza boiskiem, więc taka dodatkowa rzecz, którą każdy miał w głowie, żeby zrobić – wiadomo – dla klubu, dla siebie, ale też by nie zapomnieć o tym, co się wydarzyło.


Po awansie do II ligi po rundzie jesiennej wróciłeś do Podhala. Z czego wynikło to odejście? Możesz powiedzieć, że ta II liga Cię troszeczkę przerosła?
Myślę, że po każdym awansie czy spadku w zespołach zawsze zaczynają się robić roszady różnego typu i po prostu w przerwie zimowej kilku z nas musiało z klubu odejść, przyszli inni i niestety trzeba było ten poziom rozgrywkowy opuścić, natomiast myślę, że ten rok w Rzeszowie dał mi dużo, dużo się też nauczyłem, ale w tym momencie trzeba było wybrać miejsce, gdzie można się dalej rozwijać i w tym wypadku po raz drugi trafiłem do Podhala.


Po powrocie do Podhala udało się rozegrać tylko jeden mecz przed pandemią, akurat tutaj w Ostrowcu, strzeliłeś dwie bramki. Z Podhalem miałeś też okazję się zmierzyć w Pucharze Polski z Pogonią Szczecin. Może połączę to pytanie o Pogoń i Wartę Poznań, z którą graliśmy w poprzedniej rundzie – czy kogoś z tych zespołów szczególnie zapamiętałeś i jak byś porównał grę tych zespołów z Ekstraklasy w tych meczach pucharowych?
Jeśli chodzi o mecz pucharowy na Podhalu, to na pewno zapamiętam całokształt drużyny Pogoni, bo wyszli – że tak powiem – na galowo z nami do gry i naprawdę, czy Damian Dąbrowski, czy Michał Kucharczyk ze sporą przeszłością i doświadczeniem ekstraklasowym, robili wrażenie, więc takie mecze na pewno dużo nas nauczyły. Podobnie mecz przy Świętokrzyskiej z Wartą Poznań, gdzie można było zobaczyć zawodników grających na wysokim poziomie. Porównując te dwa zespoły Pogoń dała nam solidna lekcje piłki nożnej natomiast przy większym szczęściu z Warta można było wierzyć że uda się nam sprawić niespodziankę.


Wrócę jeszcze do okresu w Stali Rzeszów, ale bardziej pod kątem samego klubu – czy już wtedy jak przychodziłeś do Stali, to czy pod takim kątem organizacyjno-finansowym, widać było, że ten klub ma wyraźne ambicje na więcej niż III, czy nawet II liga.
Tak, to było od razu zauważalne. Klub miał długofalowy plan , pod względem piłkarskim, sportowym i pod względem marketingowym byli przygotowani. Jak widać, do tej pory można powiedzieć, że wszystko im się sprawdza, klub jest w dobrej kondycji finansowej i organizacyjnej, a poziom rozgrywkowy jest satysfakcjonujący.


Finansowo też wtedy Stal Rzeszów wyróżniała się na tle III ligi?
Myślę, że tak, natomiast też nie wiem dokładnie, jak to wyglądało w innych klubach, natomiast trzeba też powiedzieć, że działacze Stali wszystko robili bardzo mądrze i z głową, nie tworzono żadnych kominów finansowych, nie wydawano pieniędzy na rzeczy niepotrzebne, tylko właśnie wszystko było dostosowane do realiów, w których klub funkcjonował.


Po pobycie w Podhalu trafiłeś w 2021 roku do KSZO. Jak do tego doszło i czy KSZO rywalizował o Ciebie z innymi klubami?
Pamiętam, że w Podhalu zmienił się trener, przyszedł trener Grabowski i po kilku dniach treningów z osobą na stanowisku prezesa, bo nie chcę obrażać prezesów innych klubów, już niestety nie byłem w stanie się porozumieć i umowy nie podpisałem, więc trzeba było szukać nowych wyzwań. Pojawił się temat KSZO, dużo o tym klubie słyszałem i stwierdziłem, że warto spróbować tutaj swoich sił i tak też się stało.


Masz poczucie, że od momentu jak trafiłeś do KSZO ten klub notuje progres, który może gdzieś się zakończyć na mecie z napisem II liga?
Myślę, że progres jak najbardziej, bo we wszystkich tych sezonach wynik nie był zły patrząc rok po roku, teraz plasujemy się na czwartym miejscu po rundzie jesiennej. Widać tutaj pracę, jaką włożył trener i cały sztab szkoleniowy, który jest ze mną praktycznie od początku w klubie. Zawodników sporo się przez szatnię przewinęło, natomiast ogólnie nasz model gry i takie DNA tutaj zostało i myślę, że to się sprawdza, robimy progres jako drużyna i widać to po miejscu w tabeli i tym jak się prezentujemy w meczach.


Jak byś porównał KSZO do innych klubów, w których grałeś? Czy bardziej jak Hutnik Kraków, GKS Katowice, Stal Rzeszów, czy nieco bardziej jak Podhale Nowy Targ, bo miasto mniejsze i mimo wszystko trochę spokojniejsze?
Myślę, że wszystkie te kluby wiele łączy. Podhale, jeśli chodzi o kibiców, na pewno było troszeczkę niżej niż pozostałe kluby, ale na wszystkich tych stadionach zawsze był fajny doping, zawsze drużyny grały ofensywnie i fajnie dla oka, więc myślę, że wszystkie te kluby mają dużo wspólnego ze sobą.


Grałeś na różnych pozycjach – jako środkowy pomocnik, defensywny pomocnik, na skrzydle, masz też dobre wykończenie. Jaka jest Twoja optymalna pozycja, na której się najlepiej czujesz na boisku?
To fakt, występowałem na wielu pozycjach, natomiast myślę, że dla mnie optymalną pozycją jest środek pomocy, jako taki ofensywny pomocnik.

Czyli taka dziesiątka w starym stylu?
Można tak powiedzieć.


Jak byś podsumował poprzednią rundę, jeśli chodzi o ligę? Zwłaszcza mecz z Wieczystą, który dla Ciebie jako osoby z Krakowa był chyba takim trochę ciężkim przeżyciem – choćby ta sytuacja z rzutem karnym, po którym pewnie sporo wkurzenia w szatni było.
Myślę, że początek – wiadomo – nie był w naszym wykonaniu najlepszy, natomiast szybko się pozbieraliśmy i wróciliśmy na taką zwycięską ścieżkę i tutaj chwała chłopakom, że w tych ciężkich momentach nikt się nie poddał i dalej swoją filozofię, swoje treningi przekładaliśmy coraz lepiej na mecze i zaczęliśmy seryjnie wygrywać. Jeśli chodzi o mecz z Wieczystą, to myślę, że taki trochę pechowy, bo i sytuacja z Adrianem Szynką, kiedy powinna być według mnie czerwona kartka i rzut wolny dla nas, a sędzia daje piłkę Wieczystej, czy ten rzut karny, też dość przypadkowy, strasznie zmieniły obraz meczu. Szkoda, bo wiadomo, z takimi tuzami tej ligi ugrać punkty to jest zawsze coś, ale myślę, że nie mamy się czego wstydzić po spotkaniach z nimi.

Fot. Radek Kuśnierz

A miałeś okazję po meczu chwilę dłużej porozmawiać z sędzią? Czy jakoś Ci tłumaczył te decyzje, czy to z rzutem karnym czy z atakiem na Adriana Szynkę?
Z tego co pamiętam, to chyba nie. Za dużo było emocji, szczególnie tych negatywnych po takim spotkaniu, więc może lepiej, że do takiej konfrontacji nie doszło, bo myślę, że ona nic by nie dała dobrego, a mogło być z tego więcej problemów. Przede wszystkim chodzi o to, że jak już sędzia zagwizdał, to my tej decyzji po meczu nie zmienimy, także nie byłoby sensu się w to angażować bardziej.


Jak zapatrujesz się na projekt Wieczystej? Czy pensje płacone piłkarzom Wieczystej nie psują trzecioligowego rynku i czy ten klub ma szansę przetrwać, kiedy właścicielowi przejdzie ochota na inwestowanie tak dużych kwot? I czy w Krakowie jest miejsce na tyle klubów na szczeblu centralnym?
Myślę, że miejsce jest na pewno, a czy właścicielowi Wieczystej się znudzi? Ciężko mi oceniać. Ale jeśli chodzi o płace i zarządzanie klubem, to wiadomo, że przerastają III ligę i pewnie wiele klubów w wyższych ligach. Natomiast jeśli pan Kwiecień inwestuje swoje pieniądze, taki ma pomysł na rozwój klubu to niech tak działa.


Zapytam jeszcze o czołówkę III ligi – czy Twoim zdaniem Wieczysta to jest taki pewniak do awansu w tym sezonie? Czy inne drużyny, jak choćby Avia Świdnik, mogą jej zagrozić?
Wiadomo, że pieniądze w tej lidze nie grają, zawodnicy też muszą się dostosować do tego wszystkiego i oni ten awans zrobić na boisku. Oczywiście, piłkarzy mają z poziomu – można powiedzieć – ekstraklasowego w większości, także na papierze wygląda to tak, że nie powinni mieć problemów, natomiast czołówka ligi jest na tyle wyrównana, że Wieczysta może mieć problem w kilku meczach i może jeszcze być ciekawie do końca.


Jakie masz plany na kolejny lata? Czy myślałeś już o tym, co będziesz robił po karierze piłkarskiej? Jak to widzisz?
Na pewno jeszcze nie wybieram się na emeryturę piłkarską, kilka lat chciałbym jeszcze na boisku spędzić. A jeśli chodzi o to, co później – z piłką pewnie chciałbym być związany, ale nie wiem jeszcze w jakiej byłoby to formie.

Ostatnie pytanie – o Twoje pozapiłkarskie hobby? Co lubisz robić poza graniem w piłkę?
Podróżować.


Rozmawiał: Mateusz Jamiński

Jeden komentarz do “Progres gry naszej drużyny jest widoczny – Michał Nawrot w obszernej rozmowie z Mateuszem Jamińskim

  • Niech będzie pochwała dla autora za umiejętność konstruowania zdań jak układanki, gdzie każdy element wpisuje się w spójną całość, tworząc tekst, który jest jak harmonijna symfonia słów.

Możliwość komentowania została wyłączona.