Juniorzy wreszcie zwycięscy
Występujący w CLJ juniorzy starsi KSZO odnieśli dziś pierwsze tegoroczne zwycięstwo – pomarańczowo-czarni pokonali ostatniego w tabeli Hutnika Nowa Huta aż 6:2 (3:2).
Nasi piłkarze przystępując do dzisiejszego pojedynku wiedzieli, że ewentualna strata punktów oznacza w praktyce pożegnanie się z marzeniami o utrzymaniu. I od początku starali się zdusić nowohucian wysokim pressingiem, który docierał nawet w pole karne gospodarzy. I pierwszy gol dla KSZO był właśnie efektem wysokiego pressingu, choć trzeba przyznać, że był on mocno kuriozalny. Gdy golkiper Hutnika po otrzymaniu podania od swojego kolegi z zespołu, prowadził piłkę wzdłuż bramki, dobiegł do niego Kamil Jaskuła, zaatakował go wślizgiem i wpakował piłkę do siatki. Podopieczni tercetu Domagała-Kadela-Pietrasiak mogli wcześniej objąć prowadzenie, ale dwukrotnie w dobrych sytuacjach niecelnie uderzał Kamil Łokieć – najpierw z dziesiątego metra, później na wysokości linii pola karnego.
Niestety, zamiast próbować dobić rywala, strzelając kolejne bramki, a co za tym idzie jak najszybciej wybić mu z głowy marzenia o jakiejkolwiek zdobyczy, pomarańczowo-czarni cofnęli się, tym samym zachęcając go do stworzenia zagrożenia pod naszą bramką. Na efekty nie trzeba było długo czekać – najpierw Jerzy Polański ładnym uderzeniem w długi róg pokonał Niedobita, a kilka minut później wzorcowo wyprowadzona kontra zakończyła się ładną podcinką Bartosza Prochownika. Na całe szczęście, nasi piłkarze szybko wrócili do gry – jeszcze przed przerwą odpowiedzieliśmy dwoma golami – najpierw Kamil Łokieć w sytuacji sam na sam wyrównał, kilkadziesiąt sekund wcześniej trafiając jeszcze w słupek, a tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą cześć gry fantastycznym uderzeniem w samo okienko z osiemnastego metra popisał się Patryk Niziołek.
O ile w pierwszej połowie gra pomarańczowo-czarnych naszych mogła kosztować trochę wyrwanych z głowy włosów, o tyle po zmianie stron gospodarze nie mieli zamiaru szarpać nam nerwów. Dwa szybkie uderzenia i wreszcie można było wziąć głęboki oddech i po raz pierwszy w tym sezonie nie martwić się o końcowy wynik. Najpierw Kamil Łokieć znów okazał się lepszy w sytuacji sam na sam z bramkarzem Hutnika, ale chwilę później Mateusz Madej wpadł w pole karne, minął rywala i uderzeniem z bliska pod poprzeczkę zdobył piątego gola.
Trzeba przyznać, że od tego momentu zrobiło się nieco sennie – ostrowczanie nie mieli wszak interesu w nadmiernym forsowaniu tempa, a goście po prostu nie istnieli na boisku. Po zmianie stron, Bartosz Niedobit wynudził się za wszystkie czasy i mógł tylko obserwować jak pomarańczowo-czarni zmuszają rywala do biegania i próbują podwyższyć wynik. Udało się na niespełna kwadrans przed końcem – po dośrodkowaniu z rzutu rożnego do odbitej piłki dobiegł Michał Ciepliński i prostym podbiciem uderzył w samo okienko bramki gości. Piłka przeleciała jeszcze po rękach golkipera Hutnika, który wyciągnął się jak struna, ale niewiele mógł wskórać. Wynik mógł być jeszcze wyższy, ale ładne uderzenie zza pola karnego Tomasza Woźniaka poszybowało ponad bramką gości, a w ostatnich sekundach meczu w sytuacji sam na sam trafił w bramkarza.
Plusy? Z pewnością sześć zdobytych bramek, które – taką mamy nadzieję – pozwoli podnieść morale zespołu przed decydującymi spotkaniami z bardziej wymagającymi rywalami. Ostrowczanie pokazali, że potrafią w prosty sposób szybko rozmontować obronę rywala i stworzyć zagrożenie pod jego bramką. Jednak musimy się przyczepić do gry naszych zawodników przy stanie 1:0, kiedy to kompletnie oddali pole bardzo słabemu zresztą rywalowi. Gdybyśmy nie grali dziś przeciwko ligowemu outsiderowi, konsekwencje mogły być poważniejsze. A tak skończyło się jedynie na kilkunastu minutach nerwów. Co można natomiast napisać o Hutniku? Ich ostatnia pozycja w tabeli przy takiej ilości szkolnych błędów w defensywie nie może dziwić. Hutnik wyglądał dziś jak drużyna środka tabeli ligi wojewódzkiej, a nie taka, która na co dzień mierzy się przecież z najlepszymi w Polsce. Przy mocniejszym i skuteczniejszym rywalu realna byłaby dwucyfrówka, a tak nowohucianie praktycznie przez trzy kwadranse mogli mieć nawet nadzieję na wywiezienie z Ostrowca punktów.
-Moim zdaniem zagraliśmy najsłabszy mecz, biorąc pod uwagę ostatnie spotkania, słabszy niż choćby ze Stalą Mielec, niż w Rzeszowie, na ŁKS, czy nawet na Wiśle, mimo, że wówczas przegraliśmy. Natomiast dzisiaj taki “przystanek Alaska” – chwile dobre, chwile złe, skuteczność też nie do końca taka, jaka być powinna. Martwi to, że znów tracimy bramki po indywidualnych błędach, ale cieszymy się z tego, że wygraliśmy mecz, bo na pewno wpłynie to na psychikę chłopaków. Daj Boże, żeby tak zostało do końca, bo już nie ma gdzie szukać punktów, nie ma komu oddawać punktów i jeżeli byśmy tutaj, w tym meczu zremisowali to byłoby już bardzo ciężko, a tak są jeszcze teoretyczne szanse na utrzymanie zespołu w lidze – podsumował Waldemar Domagała.
KSZO Ostrowiec Świętokrzyski – Hutnik Nowa Huta 6:2 (3:2)
1:0 Kamil Jaskuła 19 minuta
1:1 Jerzy Polański 27 minuta
1:2 Bartosz Prochownik 33 minuta
2:2 Kamil Łokieć 40 minuta
3:2 Patryk Niziołek 45 minuta
4:2 Kamil Łokieć 48 minuta
5:2 Mateusz Madej 52 minuta
6:2 Michał Ciepliński 78 minuta
KSZO: Niedobit – Baran, Nowakowski, Wochniak, Stefański – Łokieć, Niziołek, Niekurzak (46′ Pyskaty), Madej (62′ Gołębiowski) – Jaskuła (46′ Woźniak), Mazur (46′ Ciepliński).
Hutnik: Migdał – Polański, Cieśla, Kędziora, Korneluk (46′ Pachowicz) – Palonek (74′ Gędłek), Frączkiewicz (56′ Łepkowski), Tracz, Dyląg – Prochownik, Żak.
Kolejne spotkanie pomarańczowo-czarni zagrają w przyszłą niedzielę – 17 kwietnia, kiedy to zmierzą się na wyjeździe z GKS Bełchatów. Spotkanie rozpocznie się o godzinie 15.