Puchar jest nasz! Po raz trzeci z rzędu!

W dramatycznych okolicznościach piłkarze KSZO wywalczyli dziś swój trzeci z rzędu Okręgowy Puchar Polski. W rozgrywanym na Arenie Suzuki w Kielcach finale dopiero po dogrywce pokonali beniaminka III ligi, Czarnych Połaniec 4:3.

Pierwsze minuty dzisiejszego spotkania mogły się podobać. Toczyło się w szybkim tempie, było sporo akcji z obu stron, widać było, że obie ekipy są zmotywowane i jest to dla nich najważniejszy mecz sezonu. KSZO chciał obronić tytuł, Czarni mieli świadomość szansy przed jaka stoją, chcąc czerpać przyjemność z gry na takim obiekcie jak Arena Suzuki. Choć oczywiście przewaga, tak jak można było tego oczekiwać, była po stronie graczy z Ostrowca. Już w 3. minucie przed szansą stanął Dawid Zalewski, który efektownym “szczupakiem” starał się pokonać Bartłomieja Saracena. Dogrywał w tej sytuacji Tomasz Persona, zaś atak zainicjował Fuad Bayramov. W odpowiedzi po akcji prawą stroną boiska niecelnie uderzał były gracz KSZO, Piotr Ferens.

Kolejne minuty to już dominacja KSZO, bardzo szybko udokumentowana dwoma trafieniami, bardzo pięknymi, dodajmy. Pierwszy gol padł po uderzeniu Tomasza Persony z rzutu wolnego, a drugi gol to bramka Fuada Bayramova z gatunku “stadiony świata”. Azerski pomocnik uderzył prostym podbiciem, zdejmując przysłowiową “pajęczynę” z bramki Saracena. Gdyby w tym momencie ktoś powiedział, że do wyłonienia zwycięzcy będzie potrzebna dogrywka, to zostałby zapewne uznany za niepoczytalnego. Kibice KSZO mogli przypuszczać, że przy optymistycznym scenariuszu, spotkanie zakończy się podobnym wynikiem, co finał z 2017 roku wygrany przez ostrowczan 8:0 z rezerwami Korony Kielce, zaś przy tym nieco mniej optymistycznym, wynik będzie zbliżony do meczu dokładnie sprzed dwóch lat, kiedy to na tym samym stadionie ostrowczanie pewnie pokonali drużynę Granatu Skarżysko-Kamienna. Zwłaszcza, że po zdobyciu drugiego gola nasi piłkarze wcale nie zwolnili tempa. Konrad Zaklika przejął piłkę blisko pola karnego nominalnych gospodarzy, ale zabrakło mu precyzji, zaś Stanisławski oraz Mężyk niecelnie główkowali. Czarni nie zagrozili poważniej bramce Lipca – raz skiksował Ferens, a w innej sytuacji podopieczni Grzegorza Wcisło domagali się rzutu karnego, ale raczej nie mieli ku temu podstaw. Ot, dwie sytuacje, o których wspominamy wyłącznie z kronikarskiego obowiązku.

Ale to był mecz idealnie puentujący ten sezon. Mecz, który nie mógł się potoczyć normalnie, zwyczajnie, tylko zaskoczył każdego kibica, niczym zima, która co roku zaskakuje drogowców. Teoretycznie w dalszym ciągu na murawie kieleckiego stadionu wciąż oglądaliśmy pomarańczowo-czarnych, ale wydawało się, że to jacyś inni piłkarze poubierali ich koszulki, bowiem podopieczni Tadeusza Krawca najzwyczajniej w świecie przestali grać. Nie wiemy, czy myśleli, że dotrwają do końca drugiej części meczu grając totalnego “stojanowa”, czy już w szatni świętowali zdobycie pucharu, ale fakty są takie, że na własne życzenie pozwolili żółto-czarnym wrócić do gry.

Kontaktowy gol padł po fatalnym błędzie w wyprowadzeniu piłki. Maciej Kraśniewski podał wprost do zawodnika rywali, a sytuację wykończył Damian Bawor, pozwalając graczom z Połańca wrócić do gry. Jednak pomimo tego ostrzeżenia piłkarze KSZO nie ruszyli do zdecydowanych ataków, żeby zdobyć trzeciego gola, mogącego zamknąć mecz. Dalej grali bardzo lekkomyślnie, ignorując fakt, że wynik przestał być bezpieczny. I zostali za to ukarani. Dośrodkowanie z rzutu rożnego, zgranie piłki głową i kapitan Czarnych, Maciej Witek niczym rasowy napastnik doprowadził do wyrównania.

Dopiero wtedy gracze KSZO się przebudzili, ruszając do zdecydowanych ataków. Saracen zdołał jeszcze obronić strzał Stanisławskiego po centrze z rzutu rożnego, ale musiał skapitulować po kolejnej próbie “Stasia”. W roli asystenta znów będący ostatnio w świetnej dyspozycji Persona. Ale to wcale nie był koniec emocji. Mija kilkanaście sekund od wznowienia gry od środka przez graczy Czarnych, jest trzecia minuta doliczonego czasu gry. Nie wiemy, jakie wskazówki taktyczne trener Wcisło przekazał swoim podopiecznym, ale mogło to być coś w stylu “Dawaj Hulio, Dawaj Filip, teraz to już musimy na chaos, dawaj, dwie minuty zostały!”. Kilkanaście sekund później wrzutka spod linii środkowej, piłka przechodzi po głowie bodajże Pawła Kaczmarka, dociera do Filipa Krępy i mamy wyrównanie. Futbolowi bogowie zakpili sobie w żywe oczy z minimalizmu pomarańczowo-czarnych, będziemy mieć dodatkowe pół godziny grania.

Cóż, w dogrywka była już nieco mniej emocjonująca. Zwłaszcza po golu Stanisławskiego z rzutu karnego. Wprowadzony w drugiej połowie meczu Bartłomiej Smuczyński dośrodkowywał, a ręką zagrał jeden z obrońców beniaminka III ligi. Protesty zdały się na nic, “Stasiu” zdobył kolejnego gola, a z żółto-czarnych ewidentnie zeszło powietrze. Warty odnotowania był jeszcze strzał Persony z drugiej połowy dogrywki, z którym w niezłym stylu poradził Saracen. Czarni? Próbowali, choć widać było jak na dłoni, że jadą na oparach, ale było jedno uderzenie zza pola karnego, które nieznacznie minęło bramkę Pawła Lipca, jakaś kolejna wrzutka niby na aferę z doliczonego czasu gry, ale też powodujące przyspieszone bicie serca. Ostrowczanie też już odczuwali trudy sezonu i nie zamknęli tego spotkania, powodując, że nasi kibice do końca nie mogli być pewni, czy spotkanie skończy się happy endem.

Był to szalony mecz, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Dziś potwierdziło się, że futbol, jak mało który sport, uczy pokory. Pomarańczowo-czarni powinni zamknąć mecz w drugiej części gry, poszukać trzeciego gola i nie pozostawić wątpliwości, komu należy się trofeum. Niestety, pozwolili przeciwnikowi wstać z kolan i niewiele brakowało, by poczuli to, co Wisła Kraków w pewien pamiętny, sierpniowy wieczór. Ostatecznie towarzyszy nam uczucie podobne do tego, które towarzyszyło Górnikowi Zabrze po meczu 1/16 finału PP. Szczęśliwi, choć po powrocie z dalekiej podróży. Teraz mamy nadzieję na wielkie emocje już na szczeblu centralnym oraz na udane zakończenie sezonu w Puławach. Gratulacje, choć po tym zwycięstwie czuć smak tej łyżki dziegciu w beczce miodu.

Czarni Połaniec – KSZO Ostrowiec Świętokrzyski 3:4 (2:2; 0:2)

0:1 Tomasz Persona 10 minuta

0:2 Fuad Bayramov 20 minuta

1:2 Damian Bawor 67 minuta

2:2 Maciej Witek 81 minuta

2:3 Szymon Stanisławski 90+2 minuta

3:3 Filip Krępa 90+3 minuta

3:4 Szymon Stanisławski 101 minuta rzut karny

KSZO: Lipiec – Głaz (86′ Ziółkowski), Mężyk, Dwórzyński, Persona – Zalewski (61′ Kraśniewski), Zaklika (70′ Kaczmarek), Partyka, Bayramov (86′ Chrzanowski), Paluch (86′ Smuczyński) – Stanisławski.

Czarni: Saracen – Smoleń, Krępa, Witek, Bażant – Ferens, Hul (110′ Śledź), Meszek (46′ Misztal), Bawor – Wątróbski (84′ Kamiński), Gębalski.

Żółte kartki: Bażant, Misztal, Witek, Śledź – Stanisławski, Chrzanowski.

Sędziował: Mateusz Kowalski (Kielce)

W swoim ostatnim spotkaniu w sezonie pomarańczowo-czarni zmierzą się na wyjeździe z Wisłą Puławy. Mecz rozpocznie się w sobotę, 19 czerwca o godzinie 12.